z naszego archiwum. Ponownie przewieszam swoj tekst z 2012
Wspomnienie w 25 rocznicę III papieskiej pielgrzymki do Ojczyzny.
Odnosząc się z szacunkiem i podziękowaniem za to, co przygotowuje łódzki Kościół, z okazji 25 rocznicy pielgrzymki Ojca Świętego do Łodzi - kilka słów refleksji opisujących tamten czas.
Papieskie pielgrzymki, w szczególności pierwsza: „Niech zstąpi Duch Twój...” były wybuchem narodowego ducha, wielką nadzieją na wolność i niestety, kolejnym podziałem opozycji antykomunistycznej trwającym do dziś. Zaznaczyła się różnica pomiędzy wierzącymi i schowanymi w Kościele tzw. niewierzącymi. W grudniu 1981 komuniści zarządzili sterowanie wolnością (później w Magdalence), w swoją, ustaloną stronę. Komunistyczna bezpieka pod przemożnym wpływem PZPR zakpiła sobie z papieskich nadziei Polaków. Mianowicie totalny program indoktrynacji ludzi i wszech-kontroli papieskich pielgrzymek, nazwano kryptonimem „Zorza”. Jeśli chodzi o „Zorzę II” została w miarę (trójmiasto) ujawniona np. przez pana Sławomira Cenckiewicza i panią Marzenę Kruk.
Zorza II powstała na około rok przed III papieską pielgrzymką. Podzieliła się na oddziały stosownie do programu pielgrzymki. Był zatem też łódzki oddział Zorzy II.
Kilka słów z naszego piotrkowskiego podwórka, na osobistym przykładzie, do którego to osobistego zapisywania całkiem współczesnej historii namawiam (z małym powodzeniem) od lat.
W 1987 roku, czego się domyślałem, a co zobaczyłem po latach w teczkach, byłem obiektem totalnej inwigilacji SOR „Energetyk”, a od kwietnia 1985 roku wprowadzonym przez p. Jacka Tworkowskiego działaczem Duszpasterstwa Ludzi Pracy. To po pracy w „Piomie” kolejny etap mojego całkowitego, maksymalnego zaangażowania się w działalność antykomunistyczną - na kilku frontach. Byłem przecinakiem. DLP w 1987 r. to już okrzepła, poważna forma pracy u podstaw, to ochronka działalności podziemnej Solidarności.
Nasza aktywność, zwłaszcza kontakty w kraju, zostały docenione. DLP w Piotrkowie (przypomnę: u ojców jezuitów) otrzymało sześć(?) zaproszeń na spotkanie z Jego Świątobliwością – dziś świętym Janem Pawłem II. Byłem w tej grupie, spotkanie miało odbyć się przed Mszą świętą na Zaspie. Wybraliśmy się (w najszerszym możliwie gronie) wczesnym rankiem do Gdańska kilkoma autokarami.
Wiedzieliśmy, że bezpieka też się przygotowuje. Zorza II, (o czym wiemy z IPN) działała już od miesięcy. Tysiące zomowców zasilone kolejnymi tysiącami żołnierzy służby czynnej, zaangażowanych na dni pielgrzymki - skutecznie utrudniały, po pierwsze pielgrzymowanie wiernych na papieskie msze. Po wtóre, utrudniały i uniemożliwiały spotkania, m.in. nasze spotkanie z Ojcem Świętym.
Zorza II w Piotrkowie Trybunalskim na moim przykładzie.
Na kilkanaście dni przed 13 czerwca 1987 r., jak to było w zwyczaju, odwiedza mnie bezpieka w miejscu pracy – RE Piotrków. SOR - Sprawa Operacyjnego Rozpracowania - to super ścieżka i możliwości. Przesłuchania, rozmowy o ważnych dla kraju sprawach – jak mówili esbecy - odbywały się kilka razy w roku... Jednak zawsze pojawiał się jeden, góra dwóch funkcjonariuszy, raczej młodych. Rozmowy przeważnie były w obecności kierownika RE - funkcjonariusza. Tym razem pojawiło się trzech panów w wieku wtedy mojego taty. Zawołali mnie do innego niż zawsze pokoju i bez „świadka”. Poinformowali o tym, że interesują się tym, co robię i że przyszli mnie poinformować o tym, że będą się interesowali tym, co będę robił w czasie papieskiej pielgrzymki. Odpowiedziałem, że i owszem, wiem, że nie mają co robić i że ostatnio ktoś mi grzebał w zamku do mieszkania.
Poprosiłem o nazwiska. Panowie zdenerwowali się, nie wylegitymowali się, wiec ich opuściłem. Zdążyli rzucić, że będą wiedzieli, co będę robił. Nie wiedziałem wtedy, jak i przez całe lata - do ponownego zapoznania się z teczką Zorza II, pod potrzeby tego artu - że panowie urządzili na mnie łapankę.
Wiem, że inni moi koledzy z podziemia także byli poddani podobnym rozmowom. Nad kolejną rozmową przeszedłem do porządku – to pewien standard, do którego można się przyzwyczaić. Jak podałem wyżej, ze względu na obiecane przez organizatorów pielgrzymki spotkanie „kilku” z Ojcem Świętym, zorganizowaliśmy duży wyjazd na Zaspę i kilkuosobowy, w drodze powrotnej, na Lublinek w Łodzi.
My, Piotrkowianie na Gdańsk-Zaspę dojechaliśmy. Łodzianie, jak pamiętam, zostali zawróceni na pierwszej kontroli drogowej, czytaj: esbeckiej. Naliczyłem cztery godziny postojów na permanentnych kontrolach drogowych. Za każdym razem pełna penetracja autokarów. Dojechaliśmy dzięki przypadkowi. Mianowicie na kolejnej kontroli – postoju, niespodziewanie zatrzymuje się auto, z którego wychodzi ksiądz i rozmawia z dowódcą ekipy. Po tej rozmowie okazuje się, że to ksiądz Jan Sikorski ze sztabu pielgrzymkowego. Ustalił z bezpieką, że już nie będą nas zatrzymywać, a było to już niedaleko Gdańska. Postanowił nas pilotować. Auta kościelnego bezpieka nie zatrzymywała, ale „inteligenty” z bezpieki wyczekały na odpowiednią odległość, na jaką auto księdza Jana Sikorskiego oddaliło się i na nas zastawili zaporę. Zatrzymaliśmy się do kolejnej kontroli. Mieliśmy szczęście, bo kierowca auta osobowego zauważył założoną zaporę i włączył wsteczny bieg. Odbyła się ostra rozmowa... Puścili nas. Gdzie? Daleko poza Gdańsk na obwodnicę. Wszystkie drogi łącznie z najmniejszymi lokalnymi obstawione. Tam za Gdańskiem na obwodnicy takich wymanewrowanych autokarów było dużo, bardzo dużo. Tu też mieliśmy szczęście. Jakiemuś biskupowi, nie pamiętam, jak się nazywał, nerwy puściły i głośno poinformował dowódcę akcji - wysokiego oficera LWP, że ma już dosyć i zaraz zrezygnuje z odpowiedzialności za pielgrzymów i za to, co oni zrobią. Pomogło, puścili nas. Nasza piotrkowska grupa wchodziła, gdy Ojciec Święty wypowiadał słowa homilii o Solidarności i noszeniu brzemienia... Wchodziliśmy jak królowie... Pielgrzymi przyjęli nas gromkimi oklaskami, na całej kilkusetmetrowej drodze byliśmy przepuszczani do przodu niezliczonej ilości wiernych. Weszliśmy dużo bliżej niż nasz sektor. To było piękne. Niestety, ze spotkania nici... Byliśmy tam na papieskiej mszy świętej. To coś wtedy i dziś najważniejszego. Papieskie pielgrzymki pamiętamy. To szczególny czas. Przykro było patrzeć na helikoptery papieskie na niebie i ZOMO w wozach bojowych na ulicy. Znikali na czas Eucharystii, a pojawili się natychmiast po wystartowaniu helikopterów.
Pod Łodzią kilkuosobowa grupa przesiadła się do mniejszego auta i pojechała na Lublinek. Na jednej z pierwszych, jeśli nie pierwszych kontroli, jakim byli poddawani wszyscy bez wyjątku pielgrzymi wchodzący na teren uroczystej Mszy świętej na lotnisku Lublinek, zostałem zatrzymany. Kontem oka widziałem, że młodzi zomowcy, pokazują sobie moją osobę. Zatrzymano mnie, reszta mojej grupy, po przejrzeniu toreb, poszła dalej. Dotarli na uroczystą Mszę. Ja wylądowałem w suce. Po rozmowach przez radio, po opróżnieniu auta z innych zatrzymanych, zostałem przewieziony do Łodzi na komisariat milicji przy ul. Wólczańskiej 250. Tam rozegrała się kolejna akcja. W dużym pomieszczeniu, przy stole siedzieli już inni zatrzymani. Zaraz po posadzeniu mnie przy tym stole dosiadła się młoda kobieta – pani prokurator. Po spisaniu zeznań i kolejnej słownej przepychance z milicjantem, który raczył sobie kpić z DLP i z Solidarności - zapytałem go, udając zdziwionego, czyżby nie należał do duszpasterstwa milicjantów i poinformowałem, że mogę mu pomóc w zorganizowaniu podziemia w milicji. Zostałem tym razem wsadzony do auta, nie suki. W trakcie przesłuchania mój temat był omawiany z boku. Tak na Lublinku jak i na komisariacie, także w areszcie, o czym później.
Luksusowym, jak na tamte czasy autem, przy zupełnie pustych ulicach Łodzi przewieziono mnie w inne miejsce – do aresztu przy ul. Smutnej 21. Tam po kolejnych rozmowach z młodymi oficerami milicji, którzy także byli sterowani z telefonów, wylądowałem w celi. Prosiłem o radio. Nie dostałem. Siedziałem od około godziny 10(?) do po północy z 13 na 14 czerwca 1987 r. Otworzono celę i kazano mi iść. Kazałem się odwieźć, mówiąc, że skoro zostałem porwany, to powinienem być oddany. Pytałem o rzeczy, które mi zabrano, w tym dokumenty. Poinformowałem, że to była własność DLP i że zrobię z tego użytek. Niestety, znów mało nie dostałem. Poinformowano mnie, że rzeczy mogę odebrać na komendzie wojewódzkiej milicji w Łodzi. Wyszedłem na ulicę, nie mając pojęcia, gdzie jestem. Po kilkudziesięciu minutach z dala zobaczyłem auto nocnej komunikacji miejskiej. Kierowca zatrzymał się poza przystankiem. Podziękowałem mu i powiedziałem, że nie wiem, gdzie jestem i nie wiem, jak trafić na dworzec fabryczny. Pan wysadził mnie, gdzie trzeba i powiedział, jak dotrzeć do dworca. Do domu w Piotrkowie dotarłem nad ranem. Mieszkanie po rewizji. W tym samym czasie, w którym mnie przesłuchiwano, w domu pojawili się milicjanci z nakazem rewizji. Teściowej, która została z młodszym synem Grzegorzem, (żona ze starszym – Andrzejem pojechała przez Pabianice na Lublinek) milicjanci powiedzieli, że zięć powybijał sklepowe witryny. Żona dotarła w późnych godzinach i dowiedziała się o rewizji i opinii milicjantów na mój temat. Dom oczywiście był nie raz, nie dwa miejscem spotkań i inwigilacji, w tym sąsiadów na służbie, co podnosiło emocje i strach. Żona zlęknionych synów uspokoiła modlitwą o powrót taty do domu. Zasnęli zmęczeni przeżyciami... Przed południem budzę się i widzę wpatrzone twarze synów we mnie. Powiedzieli, z dumą powiedzieli, że puścili mnie dlatego, bo oni się o to modlili. Pojechałem z powrotem do Łodzi na KWP, ul. Lutomierska 108/112, po rzeczy. Na spotkanie z jakimś super ważnym komendantem KW MO wprowadzał mnie najdłużej tam pracujący Pan Adam Kolasa. To, na czym była naklejka DLP, oddali. Reszty nie.
Młodych poinformuję, że w budynku wielorodzinnym, w jednej klatce schodowej musiało być co najmniej dwóch współpracowników: ormowiec i tajniak. W moim przypadku było ich więcej.
Inwigilacja junty wojskowej odbywała się na skalę masową. Z tego względu od lat próbuję pokazywać problem z pozycji - jak mówimy - szarego, polskiego obywatela. Chciałbym, abyśmy mówili o „nieznanym działaczu... patriocie” podobnie do „nieznanego żołnierza”. Tak jak szanujemy nieznanego żołnierza, tak winniśmy szanować nieznanego solidarnościowca. To jest ważne z jeszcze innego względu. Wszechobecność komunistycznej bezpieki doprowadziła do konfliktu pomiędzy siłami politycznymi w kraju jak i za granicą. Konflikt jest nierozwiązywalny. Jaką stanowi siłę - wyrażają powszechnie przyjęte bon moty wyrażające istotę dominacji byłej bezpieki, np. WSI24 mowa o TVN24 czy karygodne złamanie zasad poprzez nieprzyznanie Telewizji Trwam miejsca na multipleksie.
Osoby nieumorusane czy to w powiązania biznesowe z byłą bezpieką, czy nie umaczane w lokalne koterie, są wyrzutem sumienia i podlegają obstrukcji. W takiej sytuacji większość Polaków została w domach. Wyłączyła się. To pogłębiło podział. Mamy kolejny podział na Oni i My. Nikt nic nie robi, aby frekwencję wyborczą poprawić i w ten sposób uwiarygodnić władzę. Jest źle. Powstały koteryjne szajki. Nasze miasto jest tu wymownym przykładem. Podjęcie rozmowy o niedalekiej historii z pozycji nieznanego solidarnościowca może być polem wolnym od walki. Tak mi się wydaje...
PS.
My, Polacy jesteśmy skazani na siebie. Nie znam nazwiska funkcjonariusza, który wymyślił kryptonim „Zorza”. Należy sądzić, zwłaszcza po ilości użytych sił, że chciał papieski poranek rozświetlić zgodnie z obietnicą generała z 13 grudnia 81. Nieważne. Ważne, że wielu przyjęło naukę Ojca Świętego i próbuje żyć podług niej. Chciałbym spotkać osoby, które musiały, bądź chciały angażować się w tę moją sprawę, jak i w wiele innych.
Co do akcji zatrzymania i wsadzenia mnie na czas pobytu Papieża w Łodzi,chciałbym poznać:
Chciałbym wiedzieć, co robią, gdzie i jak oceniają tamte czasy i dzisiejszy czas... Jest tak dużo porównań! Czasem myślę, że czas powrócił.
http://witold.kowalczyk.info.pl/articles.php?id=188
witold k
29 maja 2012
Zorza II w Łodzi to dwie osoby zatrzymane. Z dokumentów, które otrzymałem z IPN w 2006 roku (obecnie, po napisaniu tego artu - ponownie je przejrzałem) wynika jedna wielka mistyfikacja, której celem było zamknięcie mnie na czas pobytu Ojca Świętego w Łodzi. Wytworzono fikcyjne zdarzenia i dokumenty, które miały uwiarygodnić działanie na szkodę mojej osoby. Nieprawdziwa jest pisemna informacja o tym, że:
W tej sytuacji "nieznalezienie" w domu, nie wiem: broni? ulotek? - pokazuje, że w tej prowokacji nie wszyscy wykazali się... za co oczywiście, dziękuje.
1 czerwca 2012
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz